..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Ogień Zmian Prolog cz.1




1.

Słońce powoli, wręcz leniwie podnosiło się nad horyzont, oświetlając miasto Apyosemion swymi złocistymi promieniami. Jasne światło padało na delikatne wieżyczki, pięknych, zbudowanych z białego marmuru świątyń, błyszczało w witrażach okien przyświątynnych siedzib kapłanów, rozjaśniało czyste, schludne ulice.
Miasto to bez wątpienia zasługiwało na miano jednego z cudów świata. Przykuwało uwagę swym pięknem, zachwycało delikatnością, oszałamiało niespotykaną architekturą. Nikogo nie dziwił fakt, że właśnie tą metropolię wybrali sobie Bogowie na siedzibę głównych ośrodków swojego kultu. Bo w Złotym Mieście znajdowały się świątynie wszystkich Bogów, od Stworzycielki Reiadale począwszy, a skończywszy na pomniejszych Bóstwach.
Apyosemion, który został wybudowany już na początku pierwszego tysiąclecia, przez cały czas swego istnienia nie stracił na swej świetności i sławie. Nie stracił też wpływów i tuż pod koniec swoich dni był jedną z najbardziej znaczących sił politycznych na całym świecie. Jego możliwości ciągle rosły, podobnie jak popularność i zazdrość o jego powodzenie. I właśnie ta zazdrość doprowadzić miała w niedługim czasie do pewnych tragicznych wydarzeń.
Tego oczywiście nie mogli widzieć budzący się ze spokojnego snu jego mieszkańcy. Jednak delikatny cień zagłady powoli otaczał ze wszystkich stron metropolię, nie mogąc jednakże przysłonić blasku wschodzącego słońca.


Słońce. Jak zawsze wyrywające z cudownego, błogiego snu. Jego promienie jak co dzień uparcie szukające najmniejszej szpary w okiennicach i świecące prosto w zaspane oczy , pragnące powrotu uroczej ciemności, przynoszącej sny. Jego przyjazne ciepło, złote światło, rozgrzewające skórę, obwieszczało nastanie nowego dnia.
Noa powoli otworzyła oczy i spojrzała krytycznie na, jak zwykle niedomknięte, okiennice. Jak każdego poranka, jej zaspany umysł dochodził do wniosku, iż zdecydowanie za późno położyła się spać i składał sobie po raz niewiadomo który obietnicę, że więcej się to nie powtórzy.
Dziewczyna odrzuciła pod ścianę kołdrę, a następnie usiadła na brzegu łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Na drugim posłaniu ustawionym pod przeciwległą ścianą leżała zakopana w pierzynę jej współlokatorka. Słoneczne promienie jeszcze do niej nie dotarły, ale ich złocisty blask już kładł się na poduszce w pobliżu jej twarzy.
- Athan, wstawaj - Noa wstała z łóżka i podeszła do drugiego posłania - Słońce wzeszło, jest piękna pogoda! Nie ma czasu na wylegiwanie się w łóżku.
Dziewczyna z mruknięciem znudzenia odwróciła się do towarzyszki plecami, narzucając na głowę kołdrę. Noa uśmiechnęła się pod nosem. Jak co dzień to samo, pomyślała i jednym sprawnym ruchem ściągnęła pierzynę z przyjaciółki. Ta spojrzała na nią wzrokiem, który, gdyby mógł, to by wyrzucił z siebie całą złość i irytację spowodowaną koniecznością tak wczesnej pobudki.
- Noa, daj mi jeszcze trochę pospać - przemówiła burza czarnych jak noc włosów, pokrywająca poduszkę plątaniną wzorów - Tylko trochę. Jakiś kwadrans... albo dwa - i to mówiąc Athan zaczęła po omacku szukać kołdry.
Druga adeptka uśmiechnęła się tylko i rzuciła przykrycie na swoje łóżko, po czym podeszła do okna i lekko rozchyliła okiennice. Do pokoju wdarł się słup słonecznego światła otaczając ją świetlistą aureolą, rozświetlającą jej włosy złotymi refleksami.
- Wstawaj, nie marudź. Wiesz przecież, że i tak wcześniej czy później będziesz musiała to zrobić - Noa wychyliła się przez ono, by spojrzeć na słoneczny zegar znajdujący się na najwyższej ścianie Athelium - Pora co prawda jeszcze nie jest tak późna, ale znając nas, to pewnie i tak spóźnimy się na śniadanie. A poza tym zapowiada się cudowny dzień!
Burza włosów odburknęła coś niewyraźnie i nie ruszyła się ze swojego miejsca. Zza okna dochodził śpiew ptaków siedzących na drzewach, których rzędy ciągnęły się wzdłuż każdej ze stron licznych alejek pokrywających dziedziniec dormitorium. Śpiew ptaków i zapach kwiatów, była to mieszanka, która zawsze wpędzała Noę w melancholię. Przypominała dzieciństwo i dom. Cudowne miejsce, ciche, spokojne i piękne.
- Najpierw mi spać nie dajesz, wyganiasz z łóżka, a potem stoisz w tym oknie i gapisz się nie wiadomo na co.
Zły głos przyjaciółki sprowadził Noę z powrotem na ziemię. Athan zawsze rano była zła, tym bardziej jeżeli wyjątkowo się nie wyspała (co zdarzało się niezwykle często). Noa już do tego przywykła. Do tego i do budzenia dziewczyny. Po części rozumiała ją, bo przecież sama nieznosiła porannego wstawania. Jednak ją zawsze mobilizowała wspaniała pogoda, natomiast Athan potrzebowała czegoś więcej. Na przykład dobrego śniadania... albo jeszcze lepiej. Perspektywy zakupów!
- Wyganiam cię z łóżka, bo wiem, że jeżeli tego nie zrobię to jesteś gotowa przeleżeć w nim cały dzień. A na to nie możesz sobie pozwolić. Poza tym chyba warto wstać wcześniej, szybciej zrobić co do nas należy i iść na zakupy. Nie sądzisz, Athan?
- Tak. Właściwie masz rację. Już wstaję - dziewczyna powoli odwróciła się na plecy i przetarła dłońmi zaspane oczy. Następnie leniwie usiadła i jeszcze bardziej zmierzwiła sobie włosy. Noa otwarła okno na oścież i zaczęła ścielić swoje łóżko, rzuciwszy przedtem kołdrę na posłanie Athan.
- No i zaczynamy kolejny, piękny dzień!
- Na litość Boską, cóż ty wyprawiasz!
Dziewczyna podniosła głowę znad sterty porozrzucanych rzeczy. Pokój, w którym się znajdowała przedstawiał obraz malowniczej graciarni.
- Szukam moich sztyletów! - odparła, po czym uśmiechnęła się - Gdzie je schowałaś? - zapytała ze słodycza podszytą jadem.
- Wybierasz się gdzieś? - młoda kobieta stanęła w drzwiach w ten sposób by uniemożliwić drugiej osobie wyjście z pokoju - Z tego co pamiętam masz areszt domowy za ostatnią kradzież!
- Nie obchodzi nie to! Gdzie moje sztylety?!! - wyraz twarzy dziewczyny stał się bez wątpienia mało przyjazny. W jej oczach można było zobaczyć błyski, które nie wróżyły nic dobrego.
- Ian, bardzo cię proszę uspokój się - kobieta nie odsunęła się od drzwi, pomimo że miała ogromną ochotę uciec z pomieszczenia albo lepiej w ogóle z domu - Sztylety są na swoim miejscu i dostaniesz je jeżeli zrobisz tutaj porządek. Wtedy też pozwolę ci wyjść z domu.
Błyski zniknęły, ale wściekłość pozostała i była jeszcze wyraźniejsza.
- Wezmę sztylety i pójdę na miasto - obwieściła Ian - Później wrócę i zrobię porządek. Zgoda?
Kobieta zawahała się na moment. Ciągle nie wiedziała na co stać jej podopieczną, do czego może być zdolna ona i zaklęta w niej siła. Ian bez wątpienia była niebezpieczna, a Netta bardzo nie lubiła zagrożeń. Wolała ciche, spokojne życie, w miarę możliwości bez jakichkolwiek niesamowitych przeżyć. Jednak życie z Ian pod jednym dachem, a na dodatek bycie jej opiekunką, bez wątpienia nie mogło zaliczać się do pragnień Netty. Obie były jak ogień i woda. Pragnąca spokoju, statyczna Netta i jej dokładne przeciwieństwo kochająca zabawę i ryzyko, pełna rozpierającej ją energii Ian.
Kobieta jeszcze raz zerknęła na dziewczynę i szybko doszła do wniosku, że lepiej będzie się zgodzić na pomysł podopiecznej. W stanie furii dziewczyna była zdolna do wielu rzeczy, a Netta nie miała ochoty sprawdzać, jak daleko by się posunęła.
- Niech będzie. Ale mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
- Oczywiście!!! - Ian rzuciła się opiekunce na szyję, po czym wybiegła z pokoju, a już w chwilę potem i z domu.
Netta miała tylko nadzieję, ze dziewczyna nie wpakuje się znowu w jakieś tarapaty.

- Szkoda, że musisz już iść.
- Służba to służba. Nie wolno mi jej zaniedbać i dobrze o tym wiesz. Nie martw się wrócę dzisiaj szybciej i będziemy mieli więcej czasu dla siebie. Obiecuję - młodziutka najemniczka, pochyliła się nad leżącym jeszcze w pościeli mężczyzną i pieszczotliwie zmierzwiła jego złotobrązowe włosy.
- Nie chciałbym wyjść na niewdzięcznika i złośliwca, ale mówisz to codziennie i jeszcze nigdy nie udało ci się dotrzymać słowa, Lamir - mężczyzna powoli wstał i zaczął się ubierać.
- Ale dzisiaj załatwiłam sobie zastępstwo. Jest jakiś nowy, który zgodzi się na małą przysługę wobec koleżanki - dziewczyna uśmiechnęła się po czym przypasała miecz i poprawiła swój mundur - Jak będziesz wychodził, to proszę nie zapomnij zamknąć drzwi. Do zobaczenia wieczorem Taro!

Słońce wschodziło... a właściwie już dawno wzeszło na tyle, że całe miasto pokrywał jego blask. Miyandrowi to się wcale nie podobało. W ogóle miał jakieś dziwne przeczucie, iż ten dzień, spędzony w tym mieście okaże się brzemienny w skutkach i rzuci cień na jego przyszłość. Nie był tym zachwycony, ale wyjątkowo postanowił nie sprzeciwiać się Boskiemu Planowi i pomimo najszerszych chęci nie wyjechał z miasta. Miał tu spotkanie i postanowił, że cokolwiek by się działo dostarczy to, co miał dostarczyć i oczywiście przyjmie za to zapłatę. Potem dopiero wyniesie się stąd gdzie pieprz rośnie i najprawdopodobniej nigdy nie wróci.
Tak, nie wróci. Bo to miasto jakoś dziwnie wyglądało mu na przeklęte. Było zbyt doskonałe, było wręcz idealne i dlatego nie mogło dłużej istnieć. Dlatego było skazane na zagładę. Miyander wiedział o tym i powziął mocne postanowienie, że nigdy więcej nie przyjmie zlecenia, które miałoby go tu sprowadzić. Za żadną cenę. Może był wyjątkowo nietypowym elfem, ale jak każdy elf cenił sobie życie i nie miał zamiaru dać się zabić.

Słońce już dawno kierowało swe oblicze ku zachodowi. Za kilka godzin miał skończyć się kolejny dzień miesiąca Węża. Jednak tłok na ulicach Apyosemionu nie zmalał ani trochę. Wręcz przeciwnie, z minuty na minutę się powiększał.
Los i Przeznaczenie chcieli by tego dnia, o tej porze, w tym właśnie miejscu spotkały się cztery osoby, które w niedługiej przyszłości miało połączyć wspólne przeznaczenie. Wtedy jeszcze żadna z nich o tym nie wiedziała, a już na pewno nie przypuszczały, że niedługo ich życie ulegnie poważnym zmianom i że nigdy nie będzie takie jak kiedyś.
Cztery osoby uwikłane w olbrzymią machinę przeznaczenia, mające duże znaczenie i wpływ na los świata. Przyszła kapłanka Bogini Śmierci, bardzo zaangażowana w swoją wiarę; najemniczka, będąca kapitanem jednego z wielu oddziałów gwardii Apyosemionu i mająca wysokie poczucie patriotyzmu; łowca nagród, były najemnik, mocno wierzący w przeznaczenie, ale starający się mu sprzeciwiać; drobny złodziejaszek, posiadający w sobie potencjał nieczystej siły i nie zawsze potrafiący nad nią zapanować.
Owe cztery istoty spotkały się w nietypowy sposób na największym targu Apyosemionu siódmego dnia miesiąca Węża 1125 roku.

cdn.


Haruka.
komentarz[5] |

Komentarze do "Ogień Zmian cz.1"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.026623 sek. pg: