..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

CÓRKI ŹRÓDŁA, CZ. I



Dziewczyna pędziła leśnym traktem jakby goniły ją ognie otchłani, krzykiem i piętami poganiała konia, zmuszając go do jeszcze szybszego biegu. Zwierzę toczyło pianę z pyska i szarpało łbem, zmęczone gonitwą ponad jego siły. Nagle świat zawirował, w obłędnym tańcu ziemi, drzew i błękitnego nieba.
- No tak, rozumiem, zabić jeźdźca na koniu, to całkiem normalne, ale zabić konia pod jeźdźcem to chyba już lekka przesada, ci faceci strzelać nie umieją - zdążyła pomyśleć, zanim nadlatująca nie wiadomo skąd ziemia grzmotnęła ją w twarz. Koziołkowała przez chwilę, aż w końcu udało jej się zatrzymać szalejący dookoła las, przyklęknąć, a potem w miarę pewnie stanąć na nogach. Koń leżał na ziemi wierzgając kopytami, a strzała sterczała z jego tylnej nogi. Tylko cudem chyba uniknęła przygniecenia jego czarnym cielskiem.
- Przepraszam cię, koniku – szepnęła - mam nadzieję, że nie dorwą cię wilcy, czas nam się rozstać.
Szybko zmieniła poglądy co do umiejętności strzeleckich pogoni, gdy szaropióra strzała niemalże pogłaskała ją po policzku. Zerknęła przez ramię. Zbliżali się. Niewiele myśląc skoczyła w ścianę lasu.
- Tam mnie tak łatwo nie dorwą - myślała gorączkowo, szukając jakiegoś wyjścia z dziwnej sytuacji. Biegła ile sił w płucach, potykając się o wystające korzenie. Gałęzie szarpały czarne włosy, które już dawno wysunęły się spod kaptura, smagając jej policzki. Nie zważała na nic. Strach dodawał jej skrzydeł.
Nie wiedziała, co się działo. W nocy siedziała w karczmie, a rano obudziła się na trakcie, bez broni, w tej dziwnej czarnej sukni. Obok cicho parskał koń. I nagle pojawili się oni, krzycząc, strzelając... Więc uciekła. Strzały świszczały coraz bliżej niej. Kilkakrotnie zmieniała kierunek ucieczki, klucząc po gęstym lesie, mimo to nie mogła zgubić pogoni. Wciąż jechali za nią, chociaż musieli zwolnić ze względu na gęstwinę, w którą ich poprowadziła.
Chociaż było słoneczne popołudnie, światło ledwo przeświecało przez gęste korony drzew. Wszystko dookoła umilkło, ptaki nasłuchiwały spłoszone wtargnięciem wrzaskliwej bandy. Potykając się i zataczając, uciekinierka wybiegła w końcu na polanę. Zatrzymała się przerażona. Za nią był pościg, a przed nią pusta łąka z niewielkim wzniesieniem, zza którego nie widać było nic. Nie wiedziała, czy po drugiej stronie znajduje się las.
”Teraz mnie dopędzą” – myślała, rozglądając się gorączkowo. „Nie umknę im na otwartej przestrzeni.”
Na czoło wystąpiły jej drobne kropelki potu. Po chwili uświadomiła sobie, że już nie słyszy morderczego świstu.
”Skończyły im się strzały, albo ich zgubiłam” – myślała. „Trzeba działać, jeżeli się skończyły, mam jakieś szanse, w końcu mam jeszcze pięści”.
Rozejrzała się i podniosła z ziemi potężnie wyglądający konar, zważyła go w dłoni i wykonała kilka zamachów.
- Tak, to też się przyda - szepnęła sama do siebie, wchodząc na polankę.
Ustawiła się w połowie wzniesienia, zbyt osłabiona, by dalej biec. Za plecami miała stojącą jeszcze w miarę wysoko słoneczną kulę, przed sobą las i zbliżającą się pogoń.
Czekała. Zadrapania na całym ciele, ślady leśnej gonitwy, piekły nieznośnie. W ustach czuła smak kurzu po upadku na trakcie. Oblizała zaschnięte wargi i odgarnęła potargane loki.
- Chodźcie, chłopcy - szepnęła z paskudnym uśmiechem.
Z lasu wyłonił się pierwszy jeździec. Za nim jego czterech kompanów. Wszyscy odziani byli podobnie, w lekkie koszulki kolcze przykryte wiśniowymi tunikami. Jechali na rączych młodych koniach, po których ledwo widać było zmęczenie długą gonitwą.
Zatrzymali się w pewnej odległości od dziewczyny. Zeskoczyli zgrabnie z wierzchowców. Zauważyła, że byli młodzi i dobrze zbudowani. Ich ubrania nosiły już na sobie ślady czasu, przebytych rzek i błot, były wypłowiałe od słońca i postrzępione na brzegach. Należeć musiały do ludzi, którzy dawno nie byli w domu.
Ogorzałe, nieogolone twarze, zmierzwione krótkie włosy, dzikie oczy i poszczerbione zatknięte za pas miecze uzupełniały obraz tej bandy, której ofiarą miała zaraz paść.
Wyciągnęli miecze. Najwyższy i najbardziej zarośnięty odezwał się chrapliwym głosem:
- Mamy cię, wiedźmo przeklęta!!! Teraz już nam nie umkniesz, ptaszyno. Zanim odwieziemy cię do szefa, myślę że zdążymy ci się odpłacić za rok tułaczki po bezdrożach! - zaczął się śmiać, ukazując białe zęby, nie pasujące zupełnie do obrazu obdartego zbója.
Ptaki zerwały się, spłoszone nagłym wybuchem dzikiego, szorstkiego śmiechu.

******************************************

Keila wyszła przed dom i przeciągnęła się porządnie. Wciągnęła głęboko w płuca świeże rześkie poranne powietrze. Uwielbiała wstawać wcześnie, kiedy słońce nie zdążyło jeszcze nagrzać wysuszonej ziemi, było chłodno i przyjemnie. Zniknęła w mroku panującym wewnątrz domu, by po chwili pojawić się w zgrzebnej brązowej sukience. Idąc w stronę lasu związywała w warkocz długie, kruczoczarne włosy. Zawsze wymykała się wczesnym rankiem. Lubiła zapach rosy, mokrych i ciężkich liści drzew. W chwilach, których nie spędzała w lesie, siedziała w domu opiekując się kalekim ojcem. Odkąd trzy wiosny temu, podczas polowania, raniła go zbłąkana strzała, większość czasu spędzał siedząc na ławeczce za domem, strugając misy, łyżki i kubki. Sprzedawali je potem wędrownym kupcom, by mieć za co kupić jedzenie. Nie byli bogaci, ale żyli spokojnie i szczęśliwie.
Kochała ojca, i kochała takie życie, samotne, ciche, na obrzeżach wioski. Miała właściwie tylko kilkoro znajomych. Myśliwego Gerrana, jej rówieśnika, który tak samo jak ona kochał las i jego dwie siostry Maren i Sarfi, które zadawały się z nią chyba tylko dlatego, że była przyjaciółką ich brata. Reszta społeczności wioski unikała jej raczej. Wiedziała, że jest to spowodowane nie tylko jej zniknięciami, ale też niejasną przeszłością jej zmarłej matki, która ponoć swego czasu okrzyknięta została wiedźmą.

Szła przez budzącą się do życia wioskę, rozmyślając o swoim życiu, o matce, ojcu i Gerranie. Chaty rzucały długie cienie, a ich słomiane dachy zdawały się być odlane ze złota w świetle wschodzącego słońca. Mężczyźni wychodzili w pole, aby jeszcze raz, jak co dzień, spróbować ratować zniszczone letnią spiekotą plony. Kobiety wychodziły przed chatynki, by ich pożegnać, a potem zatroskane plotkowały o przyczynach nieurodzaju. Nikt w wiosce nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek taka susza nawiedziła zawsze żyzną, zieloną krainę Termet. Wycięte pośród lasu poletka straszyły wyschniętymi badylami roślin, a widmo głodu i nieustanne porażki w walce z nieustępliwą naturą coraz bardziej przygnębiały szczęśliwy dotąd lud.
Wkroczyła na leśną ścieżkę, było tu jeszcze chłodniej niż na otwartej przestrzeni. Rosa kapała z liści. Wokół roznosił się charakterystyczny ciężki zapach porannego lasu. Gdzieś wysoko na gałęzi zerwał się spłoszony jej obecnością terik, urywając w połowie swój miłosny trel. Stąpała niemalże bezszelestnie po dywanie z miękkiej leśnej trawy. Dół sukienki i buty miała już kompletnie przemoczone, ale niedługo, gdy zrobi się naprawdę gorąco, mokre trzewiki przyniosą cień ulgi i ukojenia przegrzanemu ciału. Szła prawie godzinę, gdy przystanęła, by nacieszyć się widokiem przyrody i złapać oddech po szybkim marszu. Rozejrzała się i skręciła w wąską ścieżkę, a potem zaczęła przedzierać się uważnie przez gęste rośliny. W pewnym momencie zobaczyła prześwit słońca między drzewami, usłyszała cichy szum wody. Podążyła w tamtym kierunku, aż wyszła na małą polankę nad strumieniem. Wilgotne włosy posklejały się, suknia przyległa do ciała, dając uczucie chłodu w gorącym już powietrzu. Zeszła nad strumień, ściągnęła buty, podwiniętą sukienkę zatknęła za pas i podążyła w dół brzegiem nurtu. Szła przed siebie zamyślona, zasłuchana w śpiew ptaków, szum wody, stąpała ostrożnie, by nie przewrócić się na zdradliwym, śliskim dnie.



strony: [1] [2]
komentarz[6] |

Komentarze do "Córki źródła, cz. I"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.023003 sek. pg: