..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

BRATERSTWO



Jechał. Trójkołowy Romer sunął po Sculpie wzbijając tumany błękitnego kurzu. Był – jak zwykle – niecierpliwy, spieszył się. „Szybciej, szybciej” – mówił sobie pod nosem, ale nic to nie dawało. Musiał zdążyć – musiał go uratować. Często ratował ludzi z tej nowo odkrytej planety. Wielu ludzi próbowało się sprawdzić, rozstrzygało zakłady dotyczące odwagi i umiejętności. Wielu przeceniało swe możliwości – wpadało w szczeliny, rozbijało się o skały lub nawet umierało w wulkanach. Zlecono mu opiekę nad Sculpie – była to wyjątkowo mała planeta, miała tylko 500 kilometrów średnicy – tylko 1/5 wielkości Plutona, najmniejszej planety Układu Słonecznego. Dlatego pracował sam, ale do niedawna. Tym razem była to wyjątkowa akcja...
***
Nawet się cieszył z samotności – uciekł od tłumu ludzi i robotów, z zamkniętych osiedli, ale gdy dowiedział się, że przydzielili mu asystenta, uradował się. Siedział w swojej bazie, nad biurkiem, w słabo oświetlonym pomieszczeniu bez żadnych ozdób – wisiało tu tylko zdjęcie jego rodziców. Siedział nad papierami – wynikami badań geologicznych – siedział za długo. W końcu opadł na zielony skórzany fotel i, swoim zwyczajem, zapalił cygaro. Założył okulary, które opadły na spiczasty nos, poprawił. Zaczął czytać gazetę, gdy nagle rozległo się stukanie. Zdziwiony wstał i z cygarem w ustach otworzył drzwi... Nie: wrota... Zobaczył smukłego, wysokiego mężczyznę w skafandrze i z walizką.
- Pan aep Ceallah, prawda? – odezwał się mężczyzna.
- Pan Bonhart – odpowiedział aep Ceallah. To nie było pytanie. – Nie spodziewałem się pana tak szybko, ale cóż... miło mi poznać.
- Mi również. Mój statek, Nightwish, jest bardzo szybki – Bonhart wszedł do środka.
- Tam, na prawo, jest pana pokój.
- Po co te „per pan”? Leo Bonhart – rzekł przybysz i uśmiechając się wyciągnął rękę.
- Cahir, a nazwisko jest zbyt długie, aep Ceallah jest tylko skrótem – odwzajemnił uśmiech i uścisnął silna rękę. – Przygotuję kolację.
- A ja w tym czasie pójdę się rozpakować.
***
„W czasie kolacji długo rozmawialiśmy – zżyliśmy się” - pomyślał Cahir. – „Rozmawialiśmy o wielu rzeczach”. Mknął dalej. „Muszę zdążyć!”
***
- Co do jedzenia? – zapytał Leo po wejściu do kuchni.
- Nic specjalnego – podniósł głowę Cahir. – Olejniczaki w sosie.
- Pyszności – Bonhart usiadł do metalowego stołu i zaczął jeść.
Cahir przyglądał się temu, ale sam nie jadł – nie był głodny. Myślał o tym, kim jest ten człowiek, skąd pochodzi, jaka jest jego historia. Leo nie wyglądał na zbyt pokrzywdzonego przez życie, wręcz przeciwnie – wyglądał na człowieka radosnego – pełnego energii. Leo widać myślał o tym samym, bo w tym samym momencie podnieśli głowy, popatrzyli sobie w oczy.
- Ty pierwszy – odezwał się Cahir po krótkim milczeniu.
- Dobrze – Leo serwetką wytarł kąciki ust i zaczął opowiadać. Długo rozmawiali.
***
„Poznaliśmy się – ja mu opowiedziałem o tragicznej śmierci mojego brata i rodziców, a on o swoim tak kontrastującym z moim życiu. Zastąpił mi Geralta.”
***
Było ciemno – 22:07. Słońce dawno już zaszło nad Vangelisem. Wszędzie było zgaszone światło, ale w jednym pokoju sierocińca wciąż płonęła mała lampka.
- Zgaś ją wreszcie – odezwał się Rience, z którym Cahir dzielił pokój.
Zignorował go. Wciąż patrzył na zdjęcie rodziców, których tak kochał. Ich dom zaatakowali bandyci – było ich ośmiu, a dorosłych mężczyzn w moim domu tylko dwóch: wujek Pirx i ojciec Vilgefortz.
- Jakie cudowne imię – powiedział do siebie półgłosem Cahir, a potem dodał kolejny dzień – już czterdziesty ósmy – w którym był sam. Zgasił lampę, położył się i zasnął głębokim snem. Koszmar powrócił – jak co nocy.
***
„Już mnie nie dręczy” – Cahir odrzucił włosy z czoła. „On miał lepiej, a mimo to się pokochaliśmy jak bracia”. Musiał zdążyć!
***
Upalny dzień na Coruscancie był w pełni. Dzieci się bawiły. Był wśród nich i młody Leo – syn kupca i szlachcianki. Był silny, wysoki – najlepszy ze wszystkich dzieci, wszystkie go podziwiały. Znów trafił. Dało się słyszeć brawa i okrzyki pochwały ze strony zawodowych strzelców przyglądających się zawodom. Tarcza na pniu była daleko, a mimo to on zawsze trafiał w sam środek.
***
Cahir z żalem do losu słuchał opowieści Bonharta, ale nie wiadomo, czy z żalem większym od współczucia, które rosło w sercu Leo. W końcu wstał od stołu, pozbierał naczynia i wrzucił do zlewozmywaka, który natychmiast je wymył, a druciane ręce poustawiały je na miejsca. Asystent wstał również i poszedł do pokoju.
Cahir zdjął ze ściany zdjęcie i długo na nie patrzył.
***
Zadzwonił telefon. Wiedzieli, kto to. Kolejny „heros”. Cahir obojętnie podniósł słuchawkę.
- SOS! Ratujcie nas... – reszta zdania utonęła w przeraźliwym krzyku kobiety.
- Spokojnie. Zaraz ktoś po was przyjedzie – chłodno odpowiedział Cahir.
- Szybko, szybko!
Pojechał Leo.
***
„Po co go samego puściłem. Niedoświadczony jest, nie zna planety. Sam powinienem pojechać” – Cahira męczyło poczucie winy z jeszcze jednego powodu: zaniedbał pracę, a powinien przewidzieć burzę piaskową, której ofiarą stał się Bonhart.
***
Siedział przy stole i nadrabiał pracę, którą powinien zrobić dwa dni wcześniej. Meteorologia – wiatry, burze piaskowe. Radził sobie z nimi bez problemu – był przyzwyczajony. Ale Leo trzeba było jeszcze poduczyć.
Doszedł wzrokiem do dzisiejszej daty i wstał gwałtownie, po drodze do drzwi przewrócił krzesło i z hukiem wypadł na podwórze – dziś miała być wielka burza piaskowa! Wziął oprzyrządowanie. Sam by sobie poradził, ale nie Leo! Wsiadł na Romera i pojechał.
***
Nie wiedział, skąd ci ludzie nadali sygnał SOS – nie wiedział, gdzie może być Bonhart. Musiał szukać po całej planecie.
Ominął kolejna szczelinę – znał je na pamięć - gdy się zaczęło. Nie było nic widać oprócz wielkich chmar błękitnych ziaren. Cahir nałożył odpowiednie okulary i dodał gazu. Rozjaśniło się trochę – widział w odległości dziesięciu metrów przed sobą; wtedy nie widać było nawet pół metra.
Minął krater, ale za chwilę zawrócił, bo miał dziwne przeczucie, że tam jest Leo. Zsiadł z Romera i zajrzał do środka. Nie było nic widać, ale Cahir wiedział, co robić – znał ten krater. Zdjął z ramienia linę, przywiązał ją do wystającego głazu i spuścił się w dół. Było coraz ciemniej, więc wyjął latarkę i przejechał światłem po ścianach. Widok, który ujrzał, był straszny – zmasakrowane ciało zawisło na wystającym głazie.
Było to kobiece ciało.
Najpewniej podróżni chcieli się tu ukryć przed burzą piaskową, a niedoświadczona kobieta osunęła się na linie i zatrzymała się na kamieniu. Zsunął się dalej – szukał Bonharta. Ujrzał światło – niewątpliwie latarki - dochodzące z dołu krateru. Zaczął zsuwać się szybciej. W końcu opadł stopami na suchy grunt i zobaczył człowieka, którego nie znał, ale dalej z wygiętą pod dziwnym kątem nogą leżał Leo.
- Przyjechałeś.
- Musiałem cię ratować – odpowiedział Cahir.
- Sam bym go nie wyciągnął, a nie chciałem go zostawiać – towarzysz kobiety podszedł bliżej.
Cahir zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Po co przyjechałeś na Sculpie? – zapytał ostrym tonem. – Gdybyś nie przyjechał, nie byłoby nas tu! Musiałeś się sprawdzić?! Założyłeś się?! Po co?
- To nie tak – zaatakowany nie spuścił wzroku. – Jestem badaczem Międzyplanetarnej Organizacji Kosmicznej i przybyłem tu w celu pomocy, nie sprawdzenia się. Badaliśmy ten krater.
Cahir spuścił wzrok ze wstydu.
- Przepraszam pana bardzo. Jestem Cahir.
- Jaskier. Będzie trzeba go stąd wyciągnąć – Jaskier pokazał na Leo. – Poczekamy na koniec burzy?
- Chyba nie ma innego wyjścia.
Usiedli w kole. Czekali jakieś 5 minut. Wreszcie Cahir odezwał się:
- Ta kobieta...
- Triss – Jaskier nawet się nie poruszył. – Moja pomocniczka.
- Przykro mi...
- Nie ma powodu: sama taki zawód wybrała. Wiedziała, co ryzykuje. No, burza się chyba skończyła – rzekł raźno Jaskier i wstał. Trzeba teraz wymyślić, jak go przetransportować na górę.
- Można by go wciągnąć Romerem. Przywiązać go liną do pojazdu.
- Tak trzeba będzie zrobić.
***
W słabo oświetlonym pokoju na łóżku leżał Bonhart, a Cahir zabezpieczał mu złamanie. Jaskier siedział przy stole i, tak jak oni, pił czekoladę. Cahir miał teraz dwóch braci.

Dudek.
komentarz[6] |

Komentarze do "Braterstwo"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.024010 sek. pg: