..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

DO MIDGARU, CZ. II



Obudziło ich pukanie do drzwi. Za oknem świtało.
- Proszę pani - usłyszeli głos karczmarza - pan Bolard czeka na was na dole.
- Powiedz mu, że już schodzimy - odpowiedziała Cleo.
Szybko się ubrali, pozbierali swoje rzeczy i wyszli z pokoiku. Zeszli schodami na dół i zobaczyli Bolarda, siedzącego i jedzącego śniadanie za stołem. Na stole stały jeszcze dwa nakrycia. Podeszli do niego i usiedli.
- Dzień dobry - powiedziała Cleo.
- Dobry, dobry - odpowiedział kupiec.
Kalif uścisnął dłoń Bolarda.
- Witaj - rzekł.
- Witaj. Siadajcie, zapraszam na śniadanie.
Na śniadanie były jajka na boczku i gorąca kawa zbożowa. Podczas śniadania Bolard wyjaśnił, że będą jechali traktem na południe przez puszczę do wsi Międzyrzecze a potem traktem przy rzece do Midgaru, mijając po drodze osadę Zakole. Z wyliczeń Bolarda wychodzi, że powinni być w Midgarze najpóźniej za dziesięć dni. Po śniadaniu Cleo zapłaciła karczmarzowi za kolację i nocleg i poszli z Bolardem.
Na dworze było szaro i nie najcieplej. Na niebie nie widać było żadnej chmury. Zapowiadała się piękna pogoda.
Kupiec zaprowadził ich w pobliże stajni, gdzie stały trzy kryte wozy i zaprzęgnięte do nich konie. Przy wozach krzątali się kupcy, sprawdzając wozy i zaprzęgi przed wyjazdem. Podeszli bliżej.
- Dzień dobry wszystkim - powiedziała Cleo, a potem Kalif.
- Dobry, dobry - odpowiedzieli w różnej kolejności.
Bolard zaprowadził Cleo i Kalifa do ostatniego wozu i powiedział, że tu mogą sobie spokojnie jechać. Wrzucił ich rzeczy na wóz i dał im ubrania, które im obiecał. Cleo dostała nowe spodnie, tym razem w kolorze czarnym, nowiutką koszulę z dziwnego połyskliwego materiału w kolorze oberżyny, który spodobał jej się jak żaden inny. Na dodatek wypatrzyła na wozie długi ciemnozielony płaszcz z cienkiej skóry, który kupiła od Bolarda za dwadzieścia srebrnych koron. Kupiła też od niego zwyczajną płócienną koszulkę na ramiączkach. Kalif dostał płócienną koszulę i też był zadowolony.
Cleo zaraz też weszła na wóz i przebrała się. Łowca bez ceregieli ściągnął podartą koszulę i cisnął nią w kupę śmieci leżącą opodal i założył nową.
Kupcy w międzyczasie uporali się ze wszystkim i zaczęli się zbierać do drogi.
Wszyscy wsiedli na wozy i powoli ruszyli.
Bolard i Serafin jechali pierwsi, za nimi jechali Marko i Darko a na końcu Gorasul, Rafael, Kalif i Cleo.
Wjechali na główną ulicę, która powoli zaczęła się budzić do życia, a potem prosto do bram osady. Bramę otworzył ten sam strażnik, który wczoraj miał opory przy wpuszczeniu ich do środka. Dzisiaj był potulny jak baranek i giął się w pokłonach jak mało kto. A zapraszając ponownie mało się nie zapluł. Słońce wisiało już nad puszczą i zrobiło się jasno i trochę cieplej.
Po chwili znaleźli się w puszczy na trakcie. Trakt był dość szeroki. Dwa wozy by się tu minęły i jeszcze by zostało miejsce. Nad traktem drzewa rozkładały swoje konary w prowizoryczny baldachim, przez który z wielkim trudem przebijały się pierwsze promienie słońca. Powoli puszcza budziła się ze snu. Ptaki wesoło ćwierkały, wiatr delikatnie szumiał w koronach, a zapach lasu otaczał ich ze wszystkich stron. Jechali całkiem szybko, nie mieli czasu na zachwycanie się widokami.
Słońce grzało coraz mocniej. A godziny wlokły się w nieskończoność, krajobraz nie zmieniał się wcale. Kupcy gadali o cenach, towarach, prowizjach i innych mniej ważnych rzeczach. A Cleo z Kalifem rozkoszowali się bezczynnością.
Po dwóch dniach pięknej słonecznej pogody niebo zaczęło się chmurzyć i pogoda popsuła się na dobre.
Nie czekając na pierwsze krople, Gorasul, Marko i Kalif poszli nazbierać drew na opał, a reszta rozbiła obóz niedaleko traktu wśród drzew. Darko wyprzągł konie, przywiązał je do pobliskich drzew, sypnął owsem do kilku cebrów i postawił koło koni. Serafin i Bolard wzięli się za ustawianie namiotów, trochę pomagała im Cleo.
Po paru chwilach chłopcy ustawili trzy namioty. W tym czasie Kalif z kupcami przynieśli drewno i rozpalili ogień.
Wszyscy usiedli koło ogniska na drewnianych ławach wyciągniętych z wozu, a Darko zabrał się do przygotowywania kolacji.
- Znowu fasola, Darko? - zapytał Marko.
- A masz jakiś lepszy pomysł? - odparł Darko.
Serafin wstał, podszedł do wozu i wyciągnął ze środka łuk i kołczan strzał.
- Ja mam lepszy pomysł – powiedział. - Idę na polowanie.
Jak powiedział, tak zrobił, wszedł w las i po chwili zniknął im z oczu.
Zaczęło się coraz bardziej chmurzyć, na pierwsze krople nie czekali długo. Zaczął padać deszcz.
- Dawaj plandekę, Marko - zawołał Bolard.
Marko poderwał się na równe nogi i podbiegł do wozu, wskoczył do środka, pogrzebał chwilę w kufrach i wyskoczył z wielką plandeką. Kupcy sprawnie rozciągnęli plandekę i przywiązali za pomocą liny do pobliskich drzew.
- Gorasul, przywiązałeś linę? - zapytał Bolard. Gorasul kiwnął głową na znak, że przywiązał.
- To zapieprzaj po szpadle, trzeba to okopać, bo potopimy się jak koty - zawołał Bolard. Kupiec trochę przesadził, ale mimo wszystko musieli się okopać.
Kalif w tym czasie pomagał Darko naciągać linę, a Cleo schowała się pod plandeką.
- No zrobione, plandeka przywiązana - powiedział Darko. - Idę napoić konie.
Rozpadało się na dobre. Skończyli właśnie okopywać zadaszenie. Przez to całe zamieszanie nie zauważyli nawet, kiedy przypaliła się fasola. Ale i tak zjedli, przeklinając deszcz i kucharza.
Nie oczekiwanie z zarośli wyłonił się Serafin. Mokry jak cholera i zadowolony z łowów, za sobą ciągnął niewielkiego jelonka - jak znalazł dla ósemki głodnych podróżników.
- Co wy na to? - zapytał Serafin. - Będzie z niego niezła pieczeń.
- Dawaj tego jelonka - powiedział Darko - zaraz go oskóruję i upieczemy go nad ogniem.
Serafin w tym czasie rozebrał się do gaci a mokre rzeczy powiesił na kilku patykach przy ogniu. Potem poszedł do wozu po pled, którym się opatulił.
- Marko, rób ruszt - dorzucił Darko - ja się zajmę jelonkiem.
- Tylko go nie przypal - powiedziała Cleo.
- Nie bój nic, ślicznotko - odparł - tym razem go przypilnuję, będziecie palce lizać.
- Na pewno nie twoje - powiedział Kalif.
Kupcy ryknęli śmiechem, a Cleo na myśl o lizaniu tłustych i brudnych paluchów Darko zrobiło się niedobrze.
Darko sprawnie obrobił się z jelonkiem i razem z Marko nabili go na grubą gałąź, która jak żadna inna nadawała się do tego celu. Była wygięta w dwóch miejscach, co ułatwiało obracanie dziczyzny.
Powoli zaczęło się ściemniać a deszcz nie ustępował. Jelonek wesoło skwierczał nad ogniem.
- Rafael, skocz no po ten swój wynalazek, ino migiem - powiedział Bilard. - I kubki przynieś.
Rafael podbiegł do pierwszego wozu i wyciągnął niemały antałek, przyniósł go i pobiegł po aluminiowe kubki.
Rozdał wszystkim po kubku i rozlał zawartość antałka dla wszystkich. Wznieśli kubki i wypili.
Kalif zaklął, a łzy pociekły mu po policzkach.
Cleo wypluła większość tego, co miała w ustach, ale i tak łzy napłynęły jej do oczu i spływały po policzkach, a do tego zrobiła się czerwona jak dziewka, której wytknięto brak cnoty.
Kupcy, widać zaprawieni w boju, tylko się skrzywili. Po Bolardzie i Serafinie w ogóle nie było widać nawet tego.
- Co to jest, żywy ogień? - zapytał Kalif, załzawiony jak małe dziecko po trzynastu klapsach.
- To jest, mój kochany, najprzedniejszy trunek pod słońcem - powiedział Rafael - pędzony według receptury mojego (niech mu ziemia lekką będzie) tatunia, a znał się na pędzeniu jak nikt inny.
- Aż cud bierze, że kubki wytrzymują - dodał Kalif. - Trzeba przyznać, że rozgrzewa jak cholera.
- Darko, co z tym cielątkiem? – zapytał Serafin - długo jeszcze, zgłodniałem?
- Dajmy mu jeszcze chwilkę - odparł - a tymczasem, Rafael, nalej jeszcze po jednym.
- Ja dziękuję - powiedziała Cleo. - Na dnie zostało mi jeszcze trochę, doleję sobie wody i może jakoś podołam.
- A ty, Kalif, pij na wdechu - powiedział Rafael - łatwiej wchodzi, a i oczy nie wylezą ci na wierzch.
Rozlał po jeszcze jednym, wznieśli toast za spokojną podróż i bezpieczny trakt i wypili.
Kalif stwierdził, że faktycznie jakby mniej pali.
Zrobiło się zupełnie ciemno. Deszcz padał nadal, ale trochę słabiej.
- Darko, dawaj tego jelonka, bo zaraz ty będziesz pieczony - powiedział Rafael.
Darko odkrajał po kawałku i rozdawał wszystkim po kolei.



strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[1] |

Komentarze do "Do Midgaru, cz. II"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.033082 sek. pg: